AI: The Somnium Files
recenzja / opinia / podsumowanie

AI: The Somnium Files

AI: The Somnium Files

Wspomniałem kiedyś w starszym wpisie, że czasami potrzebowałem impulsu do zagrania w jakiś tytuł. Historia zatoczyła koło, tym razem AI: The Somnium Files (dalej AI:TSF) miało wypaść z biblioteki Game Passa. Grę miałem wcześniej na moim radarze, ale dzięki temu nawykowi dopiero nabrałem ochoty na jej wypróbowanie. I cholera. Zazwyczaj dobrze trafiam z grami, nawet jeśli za dużo o nich nie wiem. Ale w przypadku AI:TSF rozbiłem kumulację. Gra okazała się jedną z najlepszych gier fabularnych, w jakie zagrałem w swoim życiu. Dlaczego? Głównie z powodu klimatu, ale złożyło się na niego wiele rzeczy. I oto one:

Po pierwsze wielowątkowa fabuła. AI:TSF to była przede wszystkim gra detektywistyczna w konwencji visual novel, w której musieliśmy rozwiązać sprawę zamordowanej kobiety z wydłubanym okiem. Wątek jak najbardziej poważny, ale tak naprawdę gra nie była w stu procentach na serio czy też mroczna. Bo wokół śledztwa toczyliśmy mnóstwo rozmów o życiu, zainteresowaniach, wiedzy popularnonaukowej, teoriach spiskowych, rzeczach wesołych i smutnych. Duży rozstrzał, ale w przypadku AI:TSF miało to sens i fabułę gry śledziło mi się z wypiekami na twarzy. Bardzo podszedł mi też humor tej gry bazujący na gierkach słownych, nawiązaniach do popkultury i zboczonych dwuznacznościach.

Po drugie bohaterowie. W grze wcieliliśmy się w agenta Kaname Date, który pracował dla tajnej jednostki policji ABIS. Date starał się trzymać swoje emocje na wodzy i pracować profesjonalnie…chyba, że na drodze stanęły mu ładne kobiety i magazyny pornograficzne, to wtedy nie 😅. Najbliższą przyjaciółką Date była Aiba. Sztuczna partnerka znajdująca się w lewym oku agenta, z którym współdzieliła łącze neuronowe. Co mniej więcej oznaczało, że razem mogli dzielić te same myśli i emocje. Date często dokuczał Aibie, przekomarzając się z nią podczas wykonywania nurkowań w Somnium. Z drugiej strony Aiba potrafiła pchnąć wiele spraw do przodu (m.in. zdobycie wiedzy o kimś, skanowanie terenu) i hamowała zboczone zapędy bohatera. Relacja tej dwójki była dla mnie na tyle mocnym punktem gry, że teraz żałuję, że ktoś taki jak Aiba nie istnieje w prawdziwym życiu 😅. Doceniłem też kreatywność twórców gry za to, że użyli nazw, które świetnie kojarzą się w samej wymowie: AI, Eye, Aiba.

Co do pozostałych bohaterów to w AI:TSF mieliśmy przekrój japońskich subkultur. A więc spotykaliśmy zagorzałych fanów anime, idolki, kelnerki w przebraniach, yakuzę czy barmana-tranwestytę. Z pozoru te postacie mogłyby wydawać się bardzo „japońskie”. Ale jeśli zagraliście kiedykolwiek w gry z serii Yakuza i Wam się podobało, to dokładnie wiecie, czego moglibyście się tutaj spodziewać. Bo to były po prostu fajnie rozpisane postacie, które czymś się wyróżniały. I które z pozoru mogłyby wydawać się durne, ale przy tym potrafiły zapodać naukowe ciekawostki lub teorie spiskowe, które uzupełniały wątki śledztwa jak np. wydłubane oczy i iluminaci. A i (👈 😉) w kontekście prowadzonej historii stworzyło to kontrast, ponieważ Date nie był wielkim orędownikiem kultury otaku, a musiał z tymi postaciami współpracować.

Po trzecie mechaniki. Samo „granie” polegało tutaj na śledzeniu dialogów i wyborach, które wpływały na dalszy rozwój historii. Pod względem sterowania gra przypominała mi starsze tytuły point-and-click i trochę Ace Attorney, które znałem głównie z relacji innych osób. Mogłem więc wchodzić w interakcję klikając na elementy otoczenia i postacie dookoła mnie. I jak najważniejsze przeklikałem, to fabuła szła naprzód. W grze były dostępne dzienniki z informacjami na temat napotkanych osób i pojęć. Często te notatki zawierały śmieszne ciekawostki typu – co, kto lubi albo jakieś mądre pojęcie przetłumaczone na chłopski język. Do tego można było sobie podejrzeć historię dialogów i nawet odtworzyć pojedyncze kwestie – super rzecz. I jeszcze można było sobie w dowolnym momencie wybrać dowolny rozdział gry i do niego wrócić. Czyli mechanicznie gra miała sporo bajerów, które pomagały i nie odstraszały gracza wstępnie zainteresowanego gatunkiem visual novel.

Oprócz śledztwa w grze były też elementy normalnego „grania”. Kiedy śledztwo stanęło w miejscu, Date przy pomocy urządzenia zwanego Psync Machiną wchodził do snu osoby podejrzanej w celu wydobycia informacji ukrytych głęboko w podświadomości (tzw. Somnium, z języka łacińskiego oznaczało to sen). Wówczas wcielaliśmy się w humanoidalną formę Aiby i musieliśmy rozwiązać zagadki w umyśle podejrzanego w 3D. Przypominało mi to w pewnym sensie Incepcję, ponieważ odblokowywaliśmy mentalne zamki, po których zatapialiśmy się coraz głębiej w czyjejś podświadomości. I uwaga, w tych snach można było dojść do różnych wniosków, co otwierało osobne ścieżki fabularne i drogi do innych zakończeń — kolejny, super pomysł. Same sny były rozmaite, popaprane, smutne i zabawne, działy się tam ciekawe rzeczy. Najbardziej z gry zapamiętam sny Iris (parodia znanej gry) i matki Oty (duże feelsy). Dodatkowo w Somnium obowiązywał sześciominutowy limit, więc trzeba było umiejętnie zarządzać zagadkami. Ale pod względem logiki, to chyba można było pokusić się o coś lepszego. Sporo zagadek była zwyczajnie nielogiczna (trudno, żeby były, w końcu to sny), więc co mogłem zrobić jako logicznie postępujący gracz? Wybierać to, co mi wydawało się za słuszne (np. wciągnij doniczkę nosem 😆). Jeśli nie trafiłem dobrze, to zaczynałem Somnium od nowa i wybierałem inną opcję.

Po czwarte audiowizualia. Postacie miały fajną anime kreskę i wyrażały wiele emocji. Animacje ruchu trąciły drewnem, ale prawdę powiedziawszy — w ogóle mi to nie przeszkadzało. W grze dostępne były dwie wersje głosowe: japońska i angielska. Przeważnie gram po angielsku, ponieważ lubię osłuchać się tego języka. I tak tutaj wybrałem. I byłem bardzo zadowolony z tego wyboru, gdyż postacie w grze często bawiły się angielskimi słowami tworząc z nich dwuznaczne skojarzenia. A więc głosy audio w połączeniu z tekstami w AI:TSF to był następny dla mnie mocny punkt tej gry. Z jednym wyjątkiem — piosenka jednej z postaci nie zabrzmiała dobrze po angielsku. Tym gorzej dla słuchacza, że sam jej podkład był skubanie chwytliwy. I tutaj brawa należą się kompozytorowi, ponieważ reszta muzyki wpadła w me gusta. Znalazłem tutaj utwory, które lubię słuchać w grach i poza nimi – ciepłe, wesołe, ale też wzruszające.

I po piąte plotwisty. Dla mnie to był najmocniejszy punkt tej gry. To jak gra w kilku momentach zwodziła mnie i sugerowała paranormalne zjawiska. Albo kto był mordercą, jak zabijał i jakie miał motywacje. I jak uwikłani w tę sprawę były poszczególne osoby. „O *****, o *****, o *****, o ***** 🤯” — taka była moja reakcja, kiedy nastąpił ciąg zwrotów akcji w końcówce gry. Przy AI:TSF przeżyłem to wyjątkowe uczucie, kiedy nie mogłem powstrzymać mojego uśmiechu na twarzy na myśl, jakie to dobre i zaskakujące było.

Podsumuję i nie boję się tego napisać. AI: The Somnium Files to była jedna z najlepszych gier zagranych w moim życiu, ponieważ wstrzeliła się w większość moich gustów — miała intrygującą fabułę z ciekawostkami, zabawne postacie, humor w dialogach, super muzykę i plotwisty. Dalej nie nazwałbym AI:TSF grą idealną, co wyżej wskazałem. Jeśli tylko nie odrzuca Was gatunek visual novel, postacie z „japońskim” hobby i duża dawka dwuznacznych żartów, to namawiam — zagrajcie w ten niszowy tytuł.

Muzyka do gry AI: The Somnium Files:

委細 -isAI- ♫ 展開 -tenkAI- ♫ Appearance of Intelligence ♫ Artist, Inc. ♫ Appearance of Iris ♫ Automobile Interior ♫ PSYNCIN’ IN THE PaiN ♫ Armed Insurgents ♫ 問罪 -monzAI- ♫ 襲來 -syuurAI- ♫ PSYNCIN’ IN THE SWaiN 2 ♫ 自戒 -jikAI- ♫ Arcane Incantation ♫ 悲哀 -hiAI- ♫ PSYNCIN’ IN THE CAPTaiN ♫ Atlantic Islands ♫ PSYNCIN’ IN THE VILLaiN ♫ PSYNCIN’ IN THE MaiN 1 ♫ PSYNCIN’ IN THE MaiN 2 ♫ 決潰 -kekkAI- ♫ 告解 -kokkAI- ♫
Moja strona używa plików cookie. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej informacji na ten temat znajdziesz tutaj.