Nadejszła wiekopomna chwila, bowiem przeszedłem Final Fantasy Tactics: The Ivalice Chronicles. Nie grałem w PS1 pierwowzór, a dwa lata temu próbowałem podejść do wersji The War of the Lions, ale odpuściłem sobie temat. Kiepski font do czytania + szereg nieznanych, angielskich wyrazów okazały się za wysokimi progami dla mnie. Na szczęście wyszedł teraz remastero-remake…i w takie re-edycje to ja mogę grać. Było to o wiele przystępniejsze granie. Zapraszam do przeczytania, co dobrego i mniej dobrego zapamiętam po przejściu tejże gry.
Final Fantasy Tactics: The Ivalice Chronicles fabularnie jest rozbudowaną polityczną opowieścią, w której „lwie” frakcje ze świata Ivalice ciągle ścierają się ze sobą. Właśnie doszło do zakończenia 50-letniej wojny, po której kraina jest w ruinie. Sytuację pogarsza nagła śmierć króla, gdyż ten pozostawia po sobie jedynie niemowlę jako następcę tronu. To prowadzi do walki o władzę i regencję nad młodym księciem. W tej historii wcielamy się w Ramzę, młodego szlachcica, który porzucił swoje nazwisko i został najemnikiem. Jego obecnym zadaniem jest ochrona księżniczki Ovelii. Ramza jest małym pionkiem, który po prostu chce pomagać, ale w wyniku różnych zdarzeń jest ciągle wciągany w wszelkie strony wymienionego wcześniej konfliktu.
Fabuła jest zawiła, na wstępie pojawia się mnóstwo wątków i bohaterów, a gra jeszcze stosuje zaawansowane, angielskie słownictwo tak jak w wersji na PSP. Często pojawiają się słówka typu „mayhap”, „moppet”, „chattel”. Przyznam, że na początku ciężko było mi ogarnąć, o co w tym wszystkim chodzi. W zrozumieniu bardzo pomocne okazały się nowe rzeczy — bardziej czytelny interfejs (imitujący zresztą FFXVI), dodane ang./jap. dubbingi, a przede wszystkim encyklopedia z opisami bohaterów i historią zdarzeń, która uzupełniała się wraz z postępem. Pod tym względem zrobiono super robotę i mogę przez to napisać, że całą grę przechodziło mi się płynnie.
Tylko sęk w tym, że całą historię oceniłbym jednak na „ok”. Były w niej momenty dobre i emocjonujące, ciekawie przedstawiono manipulację na wielu przykładach, ale na dłuższą metę zabrakło mi większego napięcia, co będzie dalej. Winę pewnie mógłbym zwalić na to, że bardziej preferuję osobiste historie głównych bohaterów (których zresztą w FFT nie brakowało) niż budowanie świata. A tutejszy świat okazał się dla mnie zbyt powtarzalny. Za dużo postaci po prostu „chce absolutnej władzy” i „podąża po trupach do celu”. Za dużo tu scenek typu „Ramza: Opuście broń, nie chcę was zabić”, „Wróg: To Ramza! Zabić go!”, „Ramza: Nie mówcie, że nie próbowałem”. A jak czegoś jest za dużo, to staje się obojętne (tak jest, ||liczne zgony też stają się obojętne||, ale dla niektórych w ramach wyjątku przewidziano ||zbroję fabularną||). No cóż, sporo graczy wychwala Tacticsy, a ja najwyraźniej nie dołączę do szumnego pociągu😅.
Jeśli chodzi o samą walkę i system to były niezłe. Przypominało mi to główne części Final Fantasy. Poziom trudności fajnie wzrasta z postępem. Jeżeli jest za trudno, to można go zbić przez grind (albo po prostu zmniejszyć w menu). Podejrzewam, że jak w przypadku innych FF, ta gra przy kolejnych podejściach staje się prostsza, bo człowiek będzie pamiętał najtrudniejsze walki i odpowiednio się przygotuje. W FFT mamy do dyspozycji przeróżne klasy bohaterów, ekwipunek i przenoszenie zdolności jednej klasy do drugiej. Co powoduje, że grę można przejść na wiele sposobów. Każdy gracz może mieć inną, zwycięską drużynę. Z jakościowych zmian dodano opcję resetowania walki, cofania o kilka kroków (ale przez autozapis), a także uciekanie z niefabularnych walk, co ostatnie okazało się dla mnie obosiecznym mieczem. Prawie w ogóle nie walczyłem poza fabułą, a niektóre fabularnie walki wyglądały tak, że gracz wręcz powinien skorzystać z nowych klas, które miały inny zasięg ataku. Więc musiałem czasami dogrindować nowe klasy i zdolności, aby nie odstawać (na szczęście jest to szybkie, zwłaszcza z auto-walką).
Oprawa jest ładna dla oka i zgodna z poprzednimi wersjami. Niemal cała fabuła jest tu opowiedziana z perspektywy „klockowej”, co jednak nie razi, a dodatkowo można sobie też zobaczyć cutscenki z wersji PSP w menu. Muzyka Sakimoto i Iwaty brzmi bardziej stonowanie niż standardowe FF, ale pasowała mi do gry o takim profilu. Jak na tytuł z dużą ilością starć fajnie, że przygotowano dużo unikalnych motywów bitewnych. Gra jest dość długa (mi przejście zajęło 60 godzin), ale nie czułem przez to zmęczenia, a i same bitewniaki okazały się niezłe do słuchania.
Dobrze było nadrobić ten kawałek growej historii, nawet jeżeli nie zostawiło to na mnie wrażenia „wow”. Final Fantasy Tactics: The Ivalice Chronicles zapamiętam jako koneserską grę dla koneserów FF (walki, klasy, motywy fantasy), politycznych intryg i zaawansowanego języka angielskiego. Najlepiej wszystkiego naraz.




Muzyka do gry Final Fantasy Tactics: The Ivalice Chronicles:
Character Creation ♫ Hall of Worship ♫ The Enemy Approaches ♫ Trisection ♫ Commander in Training ♫ Unavoidable Battle ♫ Victory ♫ Protagonist’s Theme ♫ A Chapel ♫ World Map ♫ Outfitter ♫ Warriors’ Guild ♫ Party Composition ♫ Brave Story ♫ Tavern ♫ Save/Load Screen ♫ Decisive Battle ♫ Remnants ♫ Pressure (No. 1) ♫ Tutorial ♫ Random Waltz ♫ Apoplexy ♫ Zalbaag’s Theme ♫ Run Past Through the Plain ♫ Delita’s Theme ♫ Backfire ♫ Antipyretic ♫ Under The Stars ♫ Precipitous Combat ♫ The Pervert ♫ Teasures of Ivalice ♫ Night Attack ♫