Przeszedłem ponownie stare Final Fantasy VII. Poszczególne części FF pojawiły się ostatnio w Game Passie, a że grałem w nie dawno temu, to postanowiłem sobie je odświeżyć chronologicznie, od najstarszej do najnowszej. I na start poszła siódma część fantazji.
Przez wielu ludzi FFVII traktowana jest jako świętość, symboli nostalgii. Sam pamiętam jak w dzieciństwie u kolegi graliśmy w siódmego fajnala na PlayStation, ale z powodu nieznajomości języka angielskiego nasza zabawa kończyła się na pierwszym bossie w reaktorze (ostrzeżenia były w tym języku). Tutaj nastąpiła długa przerwa. Będąc dużo bardziej starszy dopiero wróciłem do FFVII i je przeszedłem do końca. W moim odczuciu siódmy fajnal jest dobrą, ale również mocno przehajpowaną grą, przeszacowaną w zachwytach co do zawartości. Moja ocena wynika z tego, że ograłem sporo gier jrpg i uważam, że wiele innych gier tego gatunku było lepszych. Ale jeśli jesteście fanami gier jrpg i retro, to zarówno FFVII jak i pozostałe części tej serii z tamtego okresu są dalej warte spróbowania.
A teraz wracając do teraźniejszości. Final Fantasy VII ukończyłem robiąc większość dodatkowych rzeczy. Udało mi się porobić zadania poboczne, a także pokonać Weapony. Oto garść moich luźnych przemyśleń:
- to był dalej stary, szary i kanciasty FF, nie jestem fanem kolorów otoczenia tej gry,
- pomimo tego jako symulator zwiedzania świata i losowych walk — grało mi się w porządku,
- Aeris (yup, zostawili jej to imię z oryginału),
- jeśli wybierzemy sobie do drużyny stałe postacie, to pozostałe tracą na znaczeniu w kontekście fabuły,
- instrumenty użyte w muzyce nie brzmiały najlepiej, ale same motywy dobrze budowały klimat wydarzeń,
- urzekła mnie mini-gierka z Mooglami w Gold Saucer 😊,
- w ogóle FFVII miała dużo mini-gierek, niektóre były ciekawe,
- szkoda tylko, że w wielu z nich zawodziło sterowanie,
- okropnie mi się sterowało postacią w rzutach izometrycznych (co nowa lokacja to postać inaczej się poruszała się do przodu po naciśnięciu przycisku),
- pewne fragmenty fabuły były poukrywane w otoczeniu i przeciętny gracz grający bez solucji może o nich nawet nie mieć pojęcia jak np. przeszłość matki Aerith, przeszłość Zacka albo to, jak Tifa trafiła do Midgaru,
- większość walk przechodziłem z nałożnym Fury Ring, żeby zbierać doświadczenie na automacie, bo pojedynki szybko stały się łatwe, powtarzalne i nudne,
- niektórych materii nie opłacało się rozwijać, bo i tak pojawiały się lepsze, a większość walk mogłem zakończyć kilkoma atakami wręcz,
- nie pamiętałem, że Barret mógł atakować wręcz przy pomocy wiertła. Myślałem, że korzysta tylko z działka maszynowego (to są te smaczki, które dostrzega się przy ponownym przejściu 😉),
- spodobały mi się nawiązania do starszych części FF. Potwory z ostatniego dungeonu jak kuleczki Mover czy Magic Pot to byli najlepsi dawcy AP tak samo jak w FFV,
- Emerald Weapon, Ruby Weapon > Sephiroth,
- w zasadzie to Jenova czy Hojo > Sephiroth,
- żeby pokonać superbossów musiałem długo grindować, rozwijać materie i walczyć według dobrze dobranej taktyki, wyzwanie tylko dla zatwardziałych graczy,
- rozwijanie Chocobo, aby zdobyć najlepszego summona, to było zło 😈,
- poziom remasteru oceniam na bardzo dobry, można było przyspieszyć rozgrywkę, dodać sobie boosty, graficznie gra zestarzała się mocno, ale przynajmniej twórcy dorobili bohaterom usta.
Czy warto jeszcze zagrać w Final Fantasy VII, jeżeli dostępny jest remake tej gry? Myślę, że dalej tak, ponieważ oryginalny FFVII przedstawia przynajmniej całą historię. Sam tytuł raczej dedykuję osobom, które lubią grać w gry retro, jeśli tylko nie miały okazji w niego zagrać. Przehajpowany fajnal, ale dalej solidny, staroszkolny jrpg.


Muzyka do gry Final Fantasy VII:
Fight On! ♫ On Our Way ♫ Fort Condor ♫ Rufus’ Welcoming Ceremony ♫ Listen to the Cries of the Planet ♫ Aerith’s Theme ♫ Judgment Day ♫ Birth of a God ♫ One-Winged Angel ♫