Final Fantasy VII Rebirth
recenzja / opinia / podsumowanie

Final Fantasy VII Rebirth

Final Fantasy VII Rebirth

Ukończyłem Final Fantasy VII Odrodzenie Chadley’a. Tak — Chadley’a, bo patrząc na zwiastuny nie nastawiałem się, że ziomek od symulatora z pierwszej części będzie pojawiał się najczęściej podczas eksploracji otwartego świata w Rebirth. To trochę absurdalny fakt i zresztą to, jak napakowano zawartością poboczną drugą część FFVII. Przejście gry liżąc ściany i trzaskając wszystkie minigierki zajęło mi 173h, więc to był długi trip (harda już nie tykałem😅). I choć były wyboje, to spodobała mi się ta wycieczka. Do plusów zaliczyłbym różnorodność — to, jak rozległe są tereny do zwiedzania, jak każdy się czymś wyróżnia (Chocobo) i nabite przeróżnymi akcjami (np. polowanie na potwory, zbieranie protoreliktów, ukryte skrzynie, zadania poboczne, minigierki). Z minusów wskazałbym jednak pewną powtarzalność — ponieważ wraz z kolejnym, odkrytym regionem świata gry okazywało się, że do wykonania jest szereg tych samych rzeczy, co w poprzednim. Nie mniej zestawiając choćby minigierki Rebirth z oryginalnym FFVII, to przewaga najnowszego tytułu jest miażdżąca — poziom trudności balansujący na granicy wygranej, brak drewnianych mechanik i świetna muzyka towarzysząca wyzwaniom — nic dziwnego, że chciało mi się poświęcić tyle czasu na tę grę. Oczekiwałem fajnego eksploratora świata fantasy z przyjemnym systemem walki i go dostałem.

Do tego w Rebirth nie brakowało mi tego, co lubię w grach jrpg — retrospekcje, dużo dialogów i relacji pomiędzy bohaterami, wesołe i smutne sceny. Szczególnie spodobało mi się jak pokazano Cait Sitha (dali mu dobrego, szkockiego aktora) i Vincenta (nawet jak na niegrywalną postać), a także jak wykorzystano zadania poboczne do pogłębienia więzi Clouda z wybranym członkiem drużyny. Sam Cloud jako główny bohater dawał radę, choć na początku gry odnosiłem wrażenie, że nie potrafił odpowiedzieć na proste pytania drugiej osoby i ta jego niepewność mnie krindżowała. Pozytywnym zaskoczeniem dla mnie było też to, jak twórcy wiernie próbowali przenieść wydarzenia z oryginału przez większość czasu gry (słowa kluczowe — próbowali i większość 😉). Prawdę mówiąc nastawiałem się na większe szajsy z głównej fabuły (wstawki ze Zackiem). W porównaniu do Remake’a zanotowałem znacznie mniej momentów, przy których bym pomyślał — „Nie no, przekombinowali tę scenkę”.

Z drugiej strony, w grze o takim budżecie i statusie chciałbym zobaczyć momenty, które po latach mógłbym nazwać kultowymi. Poza piosenką „No Promises to Keep” myślę, że ta sztuka nie udała się twórcom. Najlepsze momenty z głównej fabuły dla mnie to była Tifa zatopiona w Mako i dziecięca Aerith wołająca o pomoc dla mamy. Miałem łzy wzruszenia, ale to chyba już mój słaby punkt. Natomiast jeśli chodzi o zakończenie to nie urwało mi to tyłka. Schizowany Cloud, kiedy np. uśmiecha się po wymordowaniu żołnierza, to fajna przemiana. Ale moim zdaniem twórcy przekombinowali kluczowe wydarzenia zamiast je pokazać prościej (w ogóle pokazać). I jeszcze ta uśmiechnięta Aerith (this is fine). No, ale przynajmniej dziewczyna w oczach Clouda dalej żyje, choć za to nie pokazali kultowej scenki topienia. Osobna kwestia to Sephiroth z całej gry — może to tylko moje zdanie wyrobione na oryginale, ale myślę, że twórcy w Rebirth nie zrobili czegoś, żeby pokazać tę postać od ciekawszej strony. Są na początku scenki, kiedy Seph pojawia się Cloudowi i faktycznie w nich czułem grozę tego antagonisty, ale cała reszta gry to było takie — „pojawiam się, uśmiecham i znikam”😅

Jeśli chodzi o grafikę, to grałem w trybie wydajności. Dla mnie najważniejsze, że faktycznie gra była płynna, a do pop-inu obiektów i rozmytych tekstur potrafiłem się przyzwyczaić. Choć to dalej nie był poziom godny obecnej generacji konsol. Natomiast z muzyką miałem ten sam kłopot co z Remakiem. Sporo nowych aranżacji brzmiało dla mniej gorzej niż oryginalne motywy, ale za to nowe kawałki przygrywające w zadaniach pobocznych i minigierkach słuchało mi się mega (np. muzyka od eskorty psa). Jakby to powiedział Chadley w Rebirth — „Cloud! Analiza danych wykazała, że znalazłeś prawdziwego bangera”.

Reasumując — Final Fantasy VII Rebirth? To gra jrpg, przy której dobrze się bawiłem, ale też czasami zaciskałem zęby, aby tylko dotrzeć do lepszych momentów (jak to w jrpg). Nie czułem, że przeszedłem arcydzieło, ale niezłą grę. W moim osobistym zestawieniu Remake/Rebirth z oryginałem z 1997 roku, patrząc na zalety i wady, na razie ogłaszam — remis.

Final Fantasy VII Rebirth
Final Fantasy VII Rebirth
Final Fantasy VII Rebirth
Final Fantasy VII Rebirth
Final Fantasy VII Rebirth
Final Fantasy VII Rebirth
Final Fantasy VII Rebirth
Final Fantasy VII Rebirth

Muzyka do gry Final Fantasy VII Rebirth:

Brakujące utwory zostaną uzupełnione w przyszłości.
On Our Way (Kalm) ♫
Kyrie’s Theme ♫
She’s Open for Business ♫
Under Junon – Sunless Oasis ♫
Stamp – Rebirth ♫
Stamp – Battle Edit ♫
Let’s Go, Mt. Corel! ♫
Wonderment Square – Arcade Classics ♫
Corel Desert ♫
Pop de Chocobo ♫ Me And My Chocobo ♫ Electrodance de Chocobo ♫ Run Wild ♫
Moja strona używa plików cookie. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej informacji na ten temat znajdziesz tutaj.