Final Fantasy X
recenzja / opinia / podsumowanie

Final Fantasy X

Final Fantasy X

Przeszedłem ponownie Final Fantasy X i to był trip (dosłownie) 😁. Bo tym razem postanowiłem jeszcze zebrać wszystkie Celestial Weapons, pograć sobie w Blitzballa na całego, pokonać opcjonalnych superbossów — Dark Aeony i Penance’a. Nad fabułą nie będę się długo rozwodził, bo to nie był mój pierwszy raz z tą grą. Ale w skrócie — lubię motyw FFX, że istniał tutaj ogromny potwór typu Godzilla, który siał postrach na świecie i my musieliśmy go powstrzymać. W tym celu wyruszyliśmy na pielgrzymkę, aby posiąść potężne summony i wypełnić pewne, mroczne przeznaczenie. Początek gry w Zanarkand czy na wyspie Besaid był dla mnie git. Ale gdy zaczynała się dłuższa wędrówka pieszo, to czułem, że akcja gry mocno zwolniła i przeciągnięte plotwisty mi nie pomagały w lepszym odbiorze fabuły. Koło Bevelle robiło się wręcz infantylnie, ale finalnie (😉) końcówka znowu mi się podobała.

Resztę rzeczy podsumuję w punktach. A więc:

  • śmiechłem, wiadomo kiedy 😉,
  • system walki był dla mnie super pod względem taktyki: dostępna była duża ilość kombinacji, ataków, czarów, summonów,
  • można było przyspieszyć animację Aeonów,
  • walki z bossami w FFX potrafiły mi dać w kość,
  • podobał mi się ten patent, że niektóre pojedynki z bossami były urozmaicone specjalnymi akcjami,
  • nie rozumiem, po co było rozdzielać umiejętności na Skills i Special — jedno i drugie ciągle mi się myliło w trakcie walki,
  • gra w pewnych momentach przeginała z ilością losowych walk,
  • pierwszy raz grałem na Expert Grid i wbrew swojej nazwie — granie na tym trybie było łatwiejsze, ponieważ dana postać szybciej uczyła się przydatnej umiejętności z domeny innej postaci,
  • minigierki z FFX to była esencja tego jak przetestować cierpliwość gracza — zbieranie motylków przy złym kącie kamery, wyścigi na upośledzonym Chocobo, unikanie 200 piorunów pod rząd, gonitwa Cactuarów w różnych miejscach pustyni 😈,
  • Blitzball — kurde, ta minigra miała potencjał, ale AI przeciwników nie istniało — przeciwnik płynie sam na sam do mojej bramki i podaje do kolegi oddalonego o pół boiska. To wbrew temu, co mówił Tidus — „Kiedy masz piłkę po swojej stronie, musisz strzelić gola” 😄,
  • odnośnie Blitzballa to ta rzecz wkurzała mnie podwójnie — żeby przegrać mecz przed czasem, musiałem najpierw pozwolić sobie strzelić gola i dopiero wtedy pojawiała się w pauzie opcja automatycznego przegrania meczu,
  • na szczęście mecze w Blitzballu można było łatwo wygrać, kiedy posiadało się Brothera w drużynie — to był koks nad koksami w tej dyscyplinie 💪
  • Monster Arena — to był angażujący dodatek do gry do momentu, kiedy nie zacząłem już zadawać 99999 obrażeń. Wówczas te walki zaczęły być pozbawione najmniejszego wyzwania,
  • co do najtrudniejszych, dodatkowych walk — większość z nich można było gładko przejść grindując statystyki, a następnie stosując w walce kombinację Quick Hit + Auto-Phoenix + Auto-Life
  • za wyjątkiem Dark Bahamuta i Penance’a. Pierwszy często kontratakował i używał Mega Flare na wszystkich. I jako, że Bahamut był pierwszym z tych trudniejszych wyzwań, to trzeba było poświęcić dużo czasu na grind. Penance to był z kolei długi bossfight, do którego potrzeba było odpowiednio się uzbroić, a następnie walczyć według ustalonej taktyki. Typowy, ekstremalny bossfight dla gier z tego gatunku,
  • ponieważ to był remaster, to szczególnie raził mnie brak synchronizacji z wypowiadanymi słowami,
  • odniosłem też wrażenie, że mimika twarzy postaci ucierpiała w porównaniu z oryginalnym wydaniem,
  • brakowało mi opcji przyspieszenia rozgrywki, bardzo potrzebnej w przypadku grindu. Wersja gamepassowa tego bajeru nie posiadała w porównaniu do wersji na Steam,
  • grałem na starszej ścieżce dźwiękowej, ponieważ preferuję wyrazisty bass w muzyce zamiast orkiestracji. Ale te nowsze aranżacje też dobrze brzmiały. Ach, i tych kompozycji z FFX aż chciało się słuchać 😊
  • poza tym pozostałe tekstury, menusy czy cutscenki oceniłbym na dobrze wykonane. Jak remasterować grafikę, to w ten sposób.

Zmierzając do brzegu. Final Fantasy X to był przyzwoity przedstawiciel gry jrpg, kiedy grałem w niego za pierwszym razem. Przy kolejnej próbie również okazał się przyzwoity, ponieważ wybrałem sobie inną ścieżkę rozwoju bohaterów i porobiłem dodatkowe wyzwania. Na trzecie podejście to już chyba bym musiał zapomnieć całej gry lub poczekać do ewentualnego remake’u 😅.

Muzyka do gry Final Fantasy X:

To Zanarkand ♫ Otherworld ♫ Battle Theme ♫ Spira Unplugged ♫ Movement in Green ♫ Bravely Forward ♫ Fight With Seymour ♫
Moja strona używa plików cookie. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej informacji na ten temat znajdziesz tutaj.