O grze Gravity Rush dowiedziałem się przypadkiem z Internetu, kiedy ktoś wspomniał o niej w rozmowie o tytułach wydanych na przenośną konsolę PlayStation Vita. Gra ta potem została potem zremasterowana na konsolę PlayStation 4, na której to pozostała tam do dzisiaj. Nie wiem, co było powodem niskiego zainteresowania tytułem od Sony (ale domyślam się). Spoglądając na opisy i fragmenty rozgrywek pomyślałem sobie, że fajnie byłoby w to kiedyś zagrać. I w tym miesiącu to się wydarzyło — zagrałem w Gravity Rush i z tego miejsca chciałbym zaprosić do przeczytania mojego podsumowania z przejścia tejże gry.
Na początek przedstawię zarys fabuły. W grze śledzimy poczynania Kat, blond dziewczyny z amnezją, która budzi w Hekseville, latającym w powietrzu mieście. Bohaterce towarzyszy kot zwanym Pyłkiem, który posiada zdolność manipulowania grawitacją — może w ten sposób przenosić siebie, innych ludzi, czy też przedmioty. Dookoła Hekseville szaleje burza grawitacyjna, która porywa ludzi, a także zradza potwory zwane Nevi. Kat i Pyłek decydują się pomóc mieszkańcom tego magicznego miasteczka, co jak się okazuje nie każdemu się spodoba.
Spodobała mi się fabuła Gravity Rush. Nie było w niej spektakularnych zwrotów, ale łatwo mi się chłonęło tę opowieść — gra pokazywała krótkie cutscenki i po nich leciałem (dosłownie) naprzód. Poza tym nie brakowało tutaj magicznych motywów: manipulowanie grawitacją, burze magnetyczne, inne światy, latające statki, miasto zawieszone w powietrzu, osoby nadprzyrodzone. Jeśli więc brakowało ładunku wow, to przynajmniej nie było miejsca na nudę.
O ile pomysły twórców na rozgrywkę wydawały mi się trafione, tak samą rozgrywkę można było lepiej zaprogramować. Rzadko narzekam na pracę kamery w grach, ale tak pijanej kamery to dawno nie spotkałem :zany_face:. Samo latanie też mogło być nieco płynniejsze np. lecę, kiedy tylko trzymam przycisk, a nie na zasadzie autopilota, że wciskam ciągle na zmianę start-stop-start-stop, żeby gdzieś precyzyjnie wylądować. O hit-boxach wrogów też mógłbym co nieco pomarudzić. A to tylko dlatego, że chciałem sobie porobić dodatkowe wyzwania, w których poziom trudności był nieco wyższy.
Pomimo tego Gravity Rush nie było wcale aż tak złą grą. Ba, powiedziałbym, że to dalej był tytuł pełen ciekawych pomysłów. Polubiłem np. główną bohaterkę Kat. Choć wydawała mi się nieco autystyczna i nie wyczuwała żadnego podstępu, to z przyjemnością patrzyłem jak się uśmiecha (w kontraście do pozostałych bohaterów) i chętnie śledziłem jej dalsze poczynania (i dialogi wewnętrzne). Choć sterowanie nieco szwankowało, to dalej doceniam pomysł swobodnego latania bohaterką w powietrzu z punktu A do punktu B w trójwymiarze. Zwłaszcza, że to nie jest częsta mechanika w grach. Również oprawę chciałbym wyróżnić — projekty postaci (takie anime/komiksowe + cellshading), projekty wrogów, otoczenie stylizowane na europejskie miasta sprzed dwustu lat, ładny interfejs, cutscenki w formie komiksu, muzykę budząca skojarzenia z filmami animowanymi — wszystko na swój sposób wyróżniało się na tle innych gier.
I tak właśnie zapamiętam pierwsze Gravity Rush. To gra, w trakcie której trochę się powkurzałem na mechaniki, ale ogólnie bawiłem się dobrze i rzadko miałem skojarzenia pokroju „to wygląda jak z gry X, a to wzięli z gry Y”. To jest jakiś wyczyn. Zwłaszcza, że ta produkcja nie była długa (ok. 20h) i przepakowana zawartością (raptem kilka zadań pobocznych i ok. 15 dodatkowych wyzwań). Chciałbym więcej tego typu skondensowanych, ale dalej oryginalnie prezentujących się gier. Z chęcią wypróbuję drugą część, raczej prędzej niż później.



Muzyka do gry Gravity Rush:
GRAVITY DAZE ♫ Old Town ♫ Passing Moment ♫ Resistance and Extermination ♫ Ruined Paths ♫ Ease ♫ Gravity Raven ♫ Pleasure Quarter ♫ Honeymoon ♫ Bloody Claws ♫ Tactical Execution ♫ The Phantom of Hekseville ♫ Downtown ♫ Strange Universe ♫