Moja TOPka gier zagranych w roku 2021
recenzja / opinia / podsumowanie

Moja TOPka gier zagranych w roku 2021

Moja TOPka gier zagranych w roku 2021

Wraz z zakończeniem roku lubię sobie podsumowywać gry, w które zagrałem w przeciągu ostatnich 12 miesięcy. Oto moja topka gier zagranych w roku 2021. Pod uwagę brałem gry:

  • które zagrałem po raz pierwszy w 2021 roku,
  • które grało mi się bardzo dobrze,
  • które miały na tyle dobrą muzykę, że chciało mi się jej słuchać poza samym graniem,
  • same gry nie muszą być wydane w roku 2021.

W tym roku miałem problem z ułożeniem listy, ponieważ chyba nigdy nie zagrałem w tak wiele gier w ciągu jednego roku. Wobec tego zamiast TOP 10, będzie TOP 15.

  1. Yakuza Kiwami
    Remake pierwszej Yakuzy. Fajna sandboksowa gra z masą minigierek i questów pobocznych. Przyznałem 15 miejsce, ponieważ Yakuza 0 jako gra prezentowała się znacznie lepiej. Niemniej do plusów mogłem doliczyć muzykę. Uwielbiam zarówno te energiczne kawałki przy spuszczaniu wpierniczu gangsterom jak i zwariowane rytmy do minigierek.
  2. GRIS
    Artystyczna, krótka platformówka, opowiadająca o żalu i depresji, ale nie za pomocą słów, a obrazów i muzyki (świetne ambienty). Jak na kilkugodzinną platformówkę to był niezły tytuł.
  3. Celeste
    Urocza i trudna platformówka, a to wszystko po to, aby pokonać swoje słabości i zdobyć szczyt pewnej góry. Spodobał mi się pixel-art, piszczący voice-acting, no i ta muzyka — połączenie elektroniki z fortepianem, a w pewnym momencie gry wchodzą jeszcze damskie chórki, które ewidentnie przypominały mi motywy z Xenogears.
  4. Final Fantasy X-2
    Sam nie wierzę, że wrzuciłem na listę tę niesławną część FF, ale spróbowałem, pograłem dłużej, przeszedłem…i mi się spodobało. Zaskoczyłem się. FFX-2 to nie była beznadziejna gra, ale średni jrpg, który po odpychającym wstępie coś tam sobą reprezentował. I znalazłem w nim to, co lubię w tego typu grach — pozytywne i wspierające postacie (nawet, jeśli są momentami głupie) czy przyjemną muzykę budzącą skojarzenia z Chrono Crossem. Spodobał mi się system rozwoju postaci przypominający klasyczny podział na klasy bohaterów — tutaj pod postacią licznych, kobiecych wdzianek 😉
  5. Hotline Miami
    Zagrałem w Hotline Miami, ponieważ miał wylecieć z Game Passa. I kurde, jakie to było wciągające doświadczenie, proste sterowanie, niby też proste misje (tak naprawdę, to trudne) i hipnotyzująca, elektroniczna muzyka. Aż chciało mi się dalej grać, pomimo brutalnej stylistyki.
  6. Cyber Shadow
    Jeśli ktoś grał w gry Shadow of the Ninja, Ninja Gaiden czy Shatterhand, to wie, czego się może spodziewać po Cyber Shadow. To gra wystylizowana na klasyki z NESa — a więc podziwiamy ładny, 8-bitowy pixel-art, słuchamy zarąbistej chiptune’owej muzyki i rąbiemy tuziny przeciwników kataną jak ninja. Zepsułem przy tej grze starego pada, ale nie żałuję, bo dla takich gier było warto 😉
  7. The Messenger
    Mógłbym napisać prawie to samo o The Messenger, co o Cyber Shadow, ale to nie była zupełnie taka sama platformowa gra z ninją w roli głównej. Spodobały mi się dwie rzeczy w tej grze — zarąbisty humor w fabule, a także zmiany w strukturze gry. The Messenger to kolejny hołd dla platformowych 8-bitowych i 16-bitowych klasyków. Również pod względem muzyki.
  8. Cris Tales
    Kolumbijski jrpg, który był mieszanką Final Fantasy (turowy system walki, dungeony) i Chrono Trigger (manipulacje czasem). Nie była to może wybitna gra i pod koniec według mnie była już niepotrzebne przeciągnięta. Ale mniejsza o to — Cris Tales wyróżniało się oryginalną oprawą graficzną (takim 2D w 3D), wspierającymi, pozytywnymi postaciami, humorem i rewelacyjną ścieżkę dźwiękową, w której przygotowano sporo bitewnych motywów z instrumentami orkiestrowymi i gitarą elektryczną. Muzykę z tej gry katowałem bardzo często swego czasu.
  9. Octopath Traveler
    Podobny przypadek jak Cris Tales. Gra, która posiadała sporo zalet jak i wad. Świetną grafikę (najlepiej zaanimowana woda w grze). Fabułę, która była zarówno wciągająca jak i nudna, i nielogiczna — bohaterowie podróżują razem, ale swoje wątki rozwiązują jakby sami, przez co dziwnie to się przechodziło. Dobry system walki z masą żmudnego grindu. Największa zaleta —Octopath Traveler miał jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych, jakie usłyszałem w grach. Było sporo odsłuchiwane.
  10. River City Girls
    Jedno z moich pozytywnych zaskoczeń tego roku. River City Girls to beat’em up, spin-off gier Kunio-kun. Co takiego wyjątkowego było w tej grze? Rozgrywka przypominała metroidvanię (odkrywaliśmy kolejne miejscówki i można było się wracać), cut-scenki prezentowane były w formie komiksowej mangi. Do tego piękna, kolorowa grafika, zarąbisty humor, voice-acting i pompująca, elektroniczna muzyka, w której nie zabrakło (dobrych!) piosenek.
  11. Yakuza 0
    Podeszła mi ta mieszanka — akcji, humoru i erotyki w Yakuzie 0. Wciągająca główna fabuła, spoko (choć kuloodporni) protagoniści Kiryu i Majima, a nawet spoko antagoniści, fajny system walki, prosty rozwój postaci. Miasta nieduże, ale nabite różnymi aktywnościami tu i ówdzie. I te dziwnie subquesty — m.in. pomaganie podróbie Micheala Jacksona w nagraniu teledysku z zombiakami, rozwiązywanie krzyżówki z hasłem nawiązującym do oświadczyn, udawanie chłopaka przed ojcem obcej dziewczyny, odwracanie uwagi tłumu, aby człowiek przebrany za pomnik mógł zmienić położenie bez zauważenia. Z minigierek najbardziej mi podeszły wyścigi samochodzików, dyskoteka i karaoke (przyjemne w odsłuchu piosenki). Oj tak, dla samej muzyki warto było zagrać w Yakuzę 0.
  12. Furi
    Gra francuskiego studia Game Bakers, z której muzykę znałem i katowałem przed zagraniem, a po zagraniu mogę stwierdzić, że to był zarąbiście grywalny boss-rush. Fajny koncept z kolejnymi fazami walk, odnawianiem zdrowia, dobre designy bossów (tworzył ich twórca Afro Samurai) i ich poziomów. I nie, te pojedynki z bossami to nie była kaszka z mlekiem. Starcia były długie, trudne i większość z nich przechodziłem w 1h-2h jak nie dłużej. Ale dla tej całej otoczki ucieczki z orbitalnego więzienia i muzyki, jaka przygrywała podczas pojedynków — warto było. I dla tekstów typu „What would you do if had an eternity to do nothing but wait? Do you keep busy, do you daydream, do you freak out? He trained.” 😉
  13. Indivisible
    Połączenie platformówki 2D, metroidvanii z rpgiem z systemem walki stylizowanym na Valkyria Profile. Każdy bohater miał tutaj przypisany jeden przycisk akcji + modyfikatory, co wraz z rozwojem rozgrywki pozwalało budować coraz bardziej zaawansowane kombinacje ataku. Przez to pojedynki sprawiały wrażenie, jakbyśmy grali w grę rytmiczną. A sekcje platformowe, zwłaszcza podczas wędrówki na pewną górę, potrafiły skruszyć mojego pada 😉 Ale esencją Indivisible byli bohaterowie. Główna bohaterka w wyniku pewnego zdarzenia nabyła umiejętność przechowywania pozostałych osób we własnej głowie. I z tymi wszystkimi bohaterami w głowie była trochę jak administrator forum internetowego. Jeden z towarzyszy walił żartami z pogranicza czarnego humoru, drugi był ciągle podniecony, trzeci traktował Cię jak własne dziecko, czwarty wszystkich uspokajał, a ona jako centrum musiała to wszystko zdzierżyć i opanować. Dawno się tak dobrze nie uśmiałem przy graniu, a postać szamanki Razmi to było złoto. No i jak na wysokie miejsce w topce to oczywiście gra miała bardzo dobrą muzykę, przeplataną spokojnymi, przygodowymi kawałkami i energicznymi, bitewnymi motywami.
  14. Haven
    Kolejna gra francuskiego studia Game Bakers. To RPG o dwójce zakochanych, którzy uciekli na odległą planetę przed władzą, która sama dobierała ludzi w pary, aby uniknąć chorób genetycznych. Przyjemna gra, na początku mogła odrzucić sterowaniem i brakiem mapy do nawigacji (którą potem zdobywamy), ale z czasem zrobiła się interesująca i bardzo…ludzka. Interakcje bohaterów w Haven były jak żywcem wyjęte ze związku dwójki ludzi — bełkotanie do siebie podczas mycia zębów, wybudzanie drugiej osoby przez dotyk zimnej stopy, zajmowanie łazienki, dawanie prezentów, opowiadanie o dzieciństwie, komplementy, czasami z podtekstami (if you know what I mean) i wiele takich smaczków, które zrozumieją osoby, które są lub były w związkach. Jak na RPG to mieliśmy tu też turowe walki, w trakcie których pacyfikowaliśmy kosmiczne zwierzęta, zbieraliśmy różne przedmioty. Pod względem elementów RPG nie było to może cacko, ale magia tej gry tkwiła w świetnie napisanych dialogach. Bardzo mi podeszła muzyka w tej grze. Nie były to może te same agresywne rytmy co w Furi, ale czułem w tym przyjemną nutkę przygody, a także spokoju.
  15. Bloodstained: Ritual of The Night
    W B:RoTN zagrałem w styczniu, ale już wtedy czułem, że ciężko będzie innej grze przeskoczyć tę metroidvanię. Klimat jak z Castlevanii, lochy jak z Castlevanii, muzyka jak z Castlevanii, wrogowie i bossowie jak z Castlevanii, sekrety jak z Castlevanii, elementy RPG jak z Castlevanii. I masa różnych smaczków — ogromny kocur liżący łapę, stękający rycerze z bólu, gitarzysta plujący ogniem z gitary — uwielbiam takie zabawne projekty przeciwników. Do tego powróciły postacie z 8-bitowej części Bloodstained, ale tutaj występowały w innych rolach i odkrywanie zmian w charakterach sprawiło mi podwójną radość. Miłym zaskoczeniem okazał się też Classic Mode, który był osobną grą wystylizowaną na starą Castlevanię z topornym sterowaniem. Chyba nie muszę dodawać, jak bardzo dobra była muzyka w tej grze, prawda? 😉

I co najlepsze, w sporo z wyżej wymienionych gier zagrałem w Game Passie, kiedy ogłoszono, że będą z niego wylatywać. To się nazywa motywacja 😉

Moja strona używa plików cookie. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej informacji na ten temat znajdziesz tutaj.