Never 7: The End of Infinity
recenzja / opinia / podsumowanie

Never 7: The End of Infinity

Never 7: The End of Infinity

Never 7: The End of Infinity jest pierwszą grą z serii Infinity i zarazem pierwszą, przy której na głębokie wody wypłynęli panowie Takumi Nakazawa i Kotaro Uchikoshi (twórcy późniejszych gier Visual Novel z elementami science fiction). Gra miała sprawdzić talent młodych twórców, a także gotowość japońskich odbiorców do tytułów Visual Novel, które nie były wyłącznie romansami. Jak możecie się już domyśleć — odbiór okazał się pozytywny, ale gra nie odniosła spektakularnego sukcesu finansowego i borykała się z różnymi problemami w trakcie swojego cyklu wydawniczego (m.in. deweloper nie informował o wątkach sci-fi w pierwszych reklamach gry, co przyczyniło się do mniejszego zainteresowania, a w starszej wersji gry wkradł się bug uniemożliwiający dalsze granie i potrzebna była re-edycja fizycznych egzemplarzy gry z łatką). Niemniej z perspektywy 2023 roku jestem pozytywnie zaskoczony jak ta nowelka okazała się fajna w graniu. Zapraszam do mojego podsumowania.

Gramy jako Makoto, jesteśmy studentem psychologii niechodzącym na zajęcia. Uczelnia w ramach kary za brak frekwencji wysyła nas na obóz seminaryjny na jedną z japońskich wysp. Musimy spędzić tam tydzień i w ramach seminarium zacieśnić więzy z resztą uczestników. Ja bym to nazwał wakacjami, ale już pierwszej nocy mamy dziwny, proroczy sen, w trakcie którego umiera niezidentyfikowana dziewczyna trzymając w dłoni mały dzwonek. Według snu stanie się to za sześć dni. Ponadto przez następne dni seminarium zaczynamy mieć wizje zdarzeń, która nastąpią za kilka minut. Do tego wychodzą na wierzch coraz bardziej podejrzane rzeczy. Szóstego dnia faktycznie komuś się umiera, ale jednocześnie dochodzi do cudu. Cofamy się w czasie do pierwszego dnia seminarium, zachowujemy wspomnienia i dostajemy drugą szansę od losu na odmienienie biegu wydarzeń.

Zasadniczo Never 7: The End of Infinity jest symulatorem okruchów życia, w którym dzieją się również romanse i zjawiska sci-fi, paranormalne. Pod względem fabuły gra przypomina mi gry z serii Persona. Pierwszy powód to główny bohater, który jest mocno przeźroczysty. Mam na myśli to, że Makoto odzywa się normalnie w dialogach, ale raczej jest obserwatorem innych osób, wszystko wysłucha, potem jeszcze przeanalizuje i podejmie wybór. Jedynie wyróżnia go to, że dla dziewczyny zrobi wszystko (obowiązkiem faceta jest obronić kobietę 💪), a także mocno gotuje się, kiedy ktoś go oszuka. Ale w gruncie rzeczy Makoto to typ bohatera — avatara, w którego gracz może się wczuć.

Drugą rzeczą budzącą skojarzenia z Personami są wątki jak żywcem wyjęte z social-linkowych interakcji. Czyli w Never 7 spędzamy czas z dziewczynami rozmawiając o życiu i robiąc coś razem (np. gra w alko-tenisa, łowienie ryb czy zapasy sumo z udziałem krabów 😅). Zabawa jak to w Visual Novel sprowadza się głównie, aby udzielić trafnych wyborów i spędzić więcej czasu z daną osobą (choć są dwie zastawione pułapki i oczywiście, dałem się na nie złapać). Mimo że gra zawiera romanse, to nie ma tu typowych randek. Główny bohater nie jest też typem zboczucha i sama gra również nie epatuje tego typu humorem. Ba, nawet jak rozwiniemy uczucie do jednej z bohaterek, to w dalszym ciągu normalnie spotykamy się z resztą osób.

I jak okruchy życia i romanse prezentują się w porządku, to największym plusem Never 7 dla mnie są wątki sci-fi, które znacznie urozmaicają fabułę, wprowadzają tajemnice i burzą porządek bohaterom. Żeby za dużo nie zdradzić, chodzi mi o: pętle czasowe, FANTASTYCZNY rasizm czy choroby psychiczne. Prawdę mówiąc jestem pozytywnie zaskoczony, że takie rzeczy mogłem tu odnaleźć. Zaletą fabuły są też pewne niedopowiedzenia albo wręcz nawzajem wykluczające się niektóre zakończenia (gra ma ich łącznie 19!), przez co gracz sam musi sobie ustalić, co jest prawdą, a co fałszem. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że zwroty akcji w Never 7 nie są tak mocno wstrząsające jak w nowszych tytułach, a niektóre z nich są wręcz za mocno naciągane (np. wątek z kradzieżą). Aczkolwiek gra dla mnie broni się spoko atmosferą i to wystarczyło.

Wypadałoby wspomnieć coś o pozostałych bohaterach, bo to z nimi spędzamy cały ten obóz. Ogólnie obsada tej gry to są stereotypy jakie można spotkać w różnych dziełach kultury. Yuka to towarzyska liderka grupy, która łatwo nawiązuje kontakt z innymi (lubię jej absurdalne zarzuty w stronę Makoto), ale z wad jest kiepską kucharką i lubi za bardzo wypić (tzw. drunk-waifu 😅). Okuhiko to jedyny facet obok głównego bohatera — typowy gość z bogatego domu, która uważa się za lepszego i z jakiegoś powodu nie przepada za Makoto. Haruka to zdolna studentka, ale skryta i małomówna z powodów sci-fi, że tak ujmę (ciekawe są z nią rozmowy, bardziej ojcowskie i jej wątek też fajnie się kończy). Spoza naszej grupy studentów spotkamy jeszcze Saki — królową lodu i dramatu, często wkurza się na innych (ale z nią trzeba się upodlić 😉), a także dwie siostry: młodszą Kurumi, która zachowuje się jak dziecko (mówi o sobie w trzeciej osobie, chwilami irytuje, ale w swojej ścieżce jest o dziwo ok) i starszą Izumi, która prowadzi restauracjo-sklep i jest najbardziej dojrzała z całej obsady (robi za zastępczą mamę Kurumi i emanuje dużym spokojem i wiedzą). Ponieważ bohaterowie nie są jednomyślni, jak typowe grupki bohaterów w innych grach, doprowadza to niejednokrotnie do reakcji wybuchowej (i dobrze, niech coś się dzieje na ekranie). Same dziewczyny ewidentnie mają swoje wady i różne kompleksy, jednakże wraz z postępem gry robią krok naprzód lub odkrywają inne oblicze.

Pod względem wizualnym widać, że gra ma ponad 20 lat. To retro, ale takie ładnie zachowane retro. W grze pojawiają się animowane sprite’y postaci i statyczne kadry na cały ekran, a poniżej wyświetla się ramka dialogowa. Sam przepadam za takim stylem w grach VN i tutaj on się sprawdził. Pisząc o grafice należy zaznaczyć, że Never 7 było grą, która musiała mieć ładnie panie, aby dobrze się sprzedać. I faktycznie, bohaterki przykuwają…wzrok, ponieważ mają charakterystyczne, duże…oczy. A tak serio, to w moim odczuciu największą zaletą grafiki jest to, że dziewczyny zostały narysowane dorośle, wręcz subtelnie (nawet dziecinna Kurumi). Boję się wyobrażać, jakby to przeorali na typowe moe.

Audio gry również dowozi. Dialogi poza głównym bohaterem są udźwiękowione w języku japońskim, barwy głosu dobrze odzwierciedlają charaktery. Jedynie w kilku momentach zauważyłem, że osoba mówi za spokojnie w stosunku do obecnej sytuacji, ale jak na starszą grę, to nie było tego dużo, więc wybaczam.

Spodobała mi się muzyka. Przeważnie przygrywają tutaj uwielbiane przeze mnie syntezatorowe i fortepianowe dźwięki, w tle słychać również dobrze sekcję basową. Melodie są różnorodne — wesołe, ciepłe, smutne i tajemnicze. Jak na statyczną grę Visual Novel utwory robią należyty klimat. Właśnie tak wyobrażałbym sobie ścieżkę dźwiękową do obyczajówki z romansem i sci-fi.

Na koniec chciałbym omówić technikalia, ponieważ jest to nietypowa sytuacja. W momencie pisania tego tekstu planowane są remaki gier Infinity, ale ich data premiery nie została na razie ustalona. Sama gra Never 7: The End of Infinity w starszych wydaniach oficjalnie nie jest teraz dostępna. Pewien programista z Brazylii sam stworzył fanowski port, w którym podbił rozdzielczość grafiki i wstawił elementy podnoszące jakość grania z różnych wydań. Mam tu na myśli przyspieszanie tekstu, możliwość cofnięcia się do poprzedniej odpowiedzi bohatera, historię dialogów czy leksykon pojęć pojawiających się w grze. Ilość tych opcji zrobiła na mnie wrażenie i chciałbym, żeby oficjalne re-edycje jakichkolwiek gier były wykonane z taką dbałością. Druga ciekawostka to fanowskie tłumaczenie. Gra oficjalnie nigdy nie wyszła po angielsku, ale dzięki pracy kilku osób mogą jej teraz doświadczyć gracze z zachodu. Przyznaję, że jakość tłumaczenia jest naprawdę niezła. Są tutaj zachowane honoryfikaty, które mają znaczenie w fabule gry albo zostawiono nieprzetłumaczalne, japońskie słowa, które bohaterowie wyjaśniają w dialogach np. jak np. muenbotoke (osoba zmarła, która nie ma żyjących krewnych). Natomiast prawdziwą ciekawostką tutaj jest to, że pan odpowiedzialny za tłumaczenie tej gry dostał taki zastrzyk wiary, że założył po tym firmę Lemnisca, w której obecnie zajmuje się oficjalnie tłumaczeniem gier z języka japońskiego na angielski.

Podsumowując: to była ciekawa podróż w przeszłość (dosłownie i w przenośni). Never 7 to solidna gra, ale raczej skierowana dla fanów VN, którzy gustują w mieszance okruchów/romansu/sci-fi albo lubią twórczość Uchikoshiego. Dla samego sci-fi lepiej jest zagrać w coś innego.

Never 7: The End of Infinity
Never 7: The End of Infinity
Never 7: The End of Infinity
Never 7: The End of Infinity

Muzyka do gry Never 7: The End of Infinity:

YUKA ♫ HARUKA ♫ SAKI ♫ KURUMI ♫ IZUMI ♫ In the sunny spot ♫ Like real in mist ♫ Magic of true ♫ Confusion mind ♫ Despair ♫ Warmth ♫ Achievement ♫ Ouch! ♫ The end of dimention ♫ Once More ♫ Once more -piano- ♫
Moja strona używa plików cookie. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej informacji na ten temat znajdziesz tutaj.