Persona 4 Golden
recenzja / opinia / podsumowanie

Persona 4 Golden

Persona 4 Golden

Po 140h ukończyłem Personę 4 Golden. To było ciekawe doświadczenie zacząć od piątej części i potem zagrać w czwórkę. Czułem się tak, jakbym zagrał w demake piątki, w którym było wiele podobieństw do nowszego tytułu, ale ograniczenia PS2 nie pozwalały osiągnąć lepszej oprawy. Wbrew pozorom nie było to dużo gorsze doświadczenie, ale zaskoczenia pokroju „a tego bym się tu nie spodziewał” też nie uświadczyłem. Jakbym więc ocenił Personę 4 Golden? Jako fajnego i zarazem typowego przedstawiciela JRPG, który powiela zalety i wady gier tego gatunku. Po szczegóły zapraszam do mojego wpisu.

W grze wcieliliśmy się w licealistę, który przeprowadził się na jeden rok do swojego wujka Ryotaro Dojima i kuzynki Nanako, mieszkających w Inabie, japońskim miasteczku znajdującym się z dala od wielkich algomeracji. Wyprowadzka była spowodowana wyjazdem służbowym rodziców protagonisty za granicę. Zanim jednak dotrzemy do celu, zostajemy wezwani do tajemniczego Velvet Room (w tłum. Aksamitnego Pokoju) przez Igora i jego asystentkę Margaret, którzy ostrzegają nas przed zbliżającą się katastrofą. Będziemy też musieli rozwiązać wielką tajemnicę w ciągu tego roku. Niebawem w mieście dochodzi do morderstwa, które przeradza się w serię następnych zabójstw. Sprawa budzi powszechne obawy, ponieważ policja nie jest w stanie znaleźć żadnych tropów ani podejrzanych. Tymczasem wśród mieszkańców zaczęła krążyć plotka, jakoby w deszczowe noce o północy wyłączony telewizor mógł ujawnić wizerunek następnej ofiary. Jako główny bohater nawiązujemy w szkole pierwsze przyjaźnie i razem z nową grupą postanawiamy zweryfikować ten trop. Ów plotka zaprowadziła nas do magicznego świata zamieszkałego przez istoty zwane Cieniami, do którego można się dostać jedynie przez telewizory.

Główny wątek P4G oceniłbym jako interesujący. Dużo się działo — tajemnicze morderstwa, tajemnicza mgła, tajemniczy świat w telewizorze, momenty zwierzeń bohaterów, elementy śledztwa, wielu podejrzanych i zwroty akcji. Całość przepleciono wątkami obyczajowymi, które z grubsza dobrze mi się śledziło (wyjazdy poza miasto, „Every day’s great at your Junes „, „Welcome home, big bro„). Szkoda tylko, że musiał się tu pojawić oklepany motyw w grach JRPG — stereotypowa siła przyjaźni. Szczególnie pełno tego było w trakcie drugiej połówki gry i mój odbiór fabuły na tym ucierpiał.

Nieco gorzej podsumowałbym samych bohaterów, ponieważ mentalnie zalatywali mi oni gimbazą i przez co nie miałem z kim na dobre się utożsamić. Przewrotnie napiszę, że bohaterów lepiej odbierałem podczas rozmów sam na sam niż podczas grupowych spotkań, w trakcie których większość próbowała się popisywać lub zrobić przytyki swoim kolegom. Ale mogę uczciwie zaznaczyć, że każda z nich czymś się wyróżniała (mamy m.in. fankę sztuk walki, idolkę, chuligana, detektywa) i jako całość stanowili zgraną paczkę. W kwestii antagonistów rozdzieliłbym to tak — wątki ludzi były w porządku, ale cała reszta to bezspoilerowo, jrpgowe, trudne sprawy, jeśli wiecie, co mam na myśli 😅.

Przejdźmy do głównego dania P4G czyli aspektów RPG. Jak wspomniałem we wstępie, będą zalety i wady. Jeżeli miałbym wskazać jedną, najważniejszą zaletę czwartej części Persony, to będzie nią duża ilość kombinacji, w jakich można przejść tę grę. Złożyło się na to wiele rzeczy — dobry system rozwoju oparty na zdobywaniu doświadczenia, tworzeniu nowych Person w Velvet Room i przydzielaniu im nowych umiejętności (czasem też kasowaniu starych na rzecz nowych). Również taktyczny system walki mnie angażował (choć głównie w starciach z bossami), nagradzał za umiejętne zarządzanie drużyną i dobieranie ataków pod słabości przeciwników. Fajną nowością okazał się również system nagród i kar pojawiający się po niektórych pojedynków. W zależności od wyborów można było np. zdobyć więcej doświadczenia i nowe Persony, ale kosztem mniejszej ilości pieniędzy. Obsługa tego wszystkiego była dla mnie intuicyjna, zwłaszcza że większości tych mechanik doświadczyłem już w piątej części.

Jeśli chodzi o wady to najsłabszym punktem P4G dla mnie okazały się lochy. Wynika to z tego, że w tutejszych lochach chodziło się wyłącznie po losowo wygenerowanych korytarzach i oglądało te same ściany. Następne odnajdywaliśmy schody, wchodziliśmy wyżej… i robiliśmy to samo, aż pokonaliśmy około dziesięć pięter i dotarliśmy do bossa. I ten Schemat powtarzał się przez całą grę. Niestety muzyka w większości lochów również potęgowała nudę. W tle leciały proste, zapętlone kawałki i to mi nie pomagało. Bez wątpienia były to momenty, w trakcie których zmuszałem się do grania. Szkoda, że twórcy nie pomyśleli o trybie auto-defeat lub przyspieszeniu rozgrywki x2 tak, jak robiły to np. remastery starszych części Final Fantasy. W P4G w pewnym momencie gry zaczynało już brakować dla mnie wyzwania. Jako drugą wadę wskazałbym nijakie zadania poboczne. Najczęściej było to zdobądź przedmiot z potwora dla uczniów i mieszkańców, a następnie odbierz nagrodę. Z drobiazgów wskazałbym jeszcze brak możliwości zmiany składu drużyny w lochu (dozwolone tylko przed wejściem), brak zapisu gry lochach (można zapisać na zewnątrz albo skorzystać z opcji szybkiego zapisu, ale wówczas taki zapis kasuje się po wczytaniu), a śmierć lidera oznaczała koniec gry (musiałem to wymienić 😅).

Oczywiście, nie mógłbym pominąć elementów symulatora życia codziennego w P4G. Pod tym względem twórcy spełnili moje oczekiwania i przygotowali masę aktywności — były tutaj dorywcze prace, czytanie książek, uprawianie ogródka, łapanie owadów i ryb, chodzenie do knajp, kąpiele w morzu i przede wszystkim spotkania w ramach social-linków. W porównaniu do nowszej piątki, w P4G bonusy nie były aż tak dobre i z grubsza najbardziej opłacało mi się spotykać z członkami mojej drużyny, którzy rozwijali swoje Persony i zdolności bitewne. Jednak przewrotnie napiszę, że dużo ciekawsze dla mnie okazały się interakcje z osobami spoza drużyny m.in. z wujkiem Dojimą, kuzynką Nanako, uczniami ze szkolnych klubów zainteresowań, Margaret czy wrednymi, ale też ciekawymi Ai i Marie.

W P4G można było również rozwinąć relacje romantyczne z niektórymi dziewczynami. Z grubsza te romanse mógłbym podsumować — były ok, ale bez rewelacji. Plusem było to, że w niektórych przypadkach trzeba udzielić odpowiednich odpowiedzi na przełomie kilku spotkań po to, aby powstało uczucie. Jednakże dało się wyczuć wspólny schemat wszystkich spotkań typu „robimy coś razem, a na końcu idziemy do mojego pokoju”. Czyli czasem trzeba było się wysilić, ale efekt końcowy był przewidywalny.

W oprawie audiowizualnej P4G znalazłem tylko jeden słabszy punkt — grafikę 3D, która pamiętała czasy PlayStation 2, i w której siłą rzeczy brakowało co nieco detali. Mimo wszystko z perspektywy 2023 roku gra nie wyglądała wcale brzydko, a na dodatek cała reszta naprawdę dowiozła — menusy miały przyjemną stylistykę, nad ramkami dialogowymi pojawiały się ładne anime awatary (z mrugającymi oczami), a w przerywniki filmowych nie brakowało dobrej kreski animacji. Ponownie jak w P5R zagrałem z angielskimi głosami, żeby wykorzystać grę do szlifowania wymowy słówek w tym języku. Ponownie, wersja angielska została solidnie przygotowana, głosy postaci pasowały mi do ich charakterów (zwłaszcza nietypowy głos chłopczycy Chie). W grze była też dostępna opcja „Log”, w której można było odtworzyć ponownie na głos wypowiedziane zdanie. Za wyjątkiem niektórych lochów, w grze wybrzmiewa świetna muzyka, składająca się z instrumentalnych melodii (głównie wesołe upbeaty, ale nie tylko) i łatwo wpadających w ucho popowych i pop-rockowych piosenek. P4G posiadała też kilka, różnych motywów bitewnych, a w zasadzie piosenki, ponieważ, mogliśmy w nich usłyszeć kobiece głosy. Dzięki temu zabiegowi walki nie nudziły mi się tak szybko jak w innych grach JRPG, w których słuchałem na okrągło tego samego bitewniaka (tym bardziej szkoda mi tych nijakich lochów). Całość uzupełniały świetne gitarowe brzmienia podczas starć z bossami. Serie gier Persona słyną z dobrej muzyki i P4G była tego potwierdzeniem.

Podsumowując. Persona 4 Golden to była dla mnie gra sinusoida. Solidny i typowy JRPG, przy którym zmuszałem się do grania w trakcie słabszych momentów (głównie w lochach), aby w nagrodę za przejście dostać słodycz. Nawet gdy kończyłem grę i pomyślałem sobie „no nareszcie koniec”, a potem wjechały scenki z zakończenia, to jednak w głowie mi zadzwoniło „będzie mi tego brakować”. Więc ostatecznie myślę, że warto było się przyciągnąć do telewizora i poświęcić tyle czasu na ten tytuł.

Persona 4 Golden
Persona 4 Golden
Persona 4 Golden
Persona 4 Golden
Persona 4 Golden

Muzyka do gry Persona 4 Golden:

Glimpse of a Memory ♫ Aria of the Soul ♫ New Days ♫ Signs Of Love ♫ Your Affection ♫ Like a dream come true ♫ Reach Out To The Truth -First Battle- ♫ SMILE ♫ Backside Of The TV ♫ Deduction ♫ Border of Insanity ♫ I’ll Face Myself -Battle- ♫ Reach Out To The Truth ♫ specialist ♫ Heartbeat, Heartbreak ♫ A New World Fool ♫ The Fog ♫ Junes Theme ♫ Traumerei ♫ Heaven ♫ Alone ♫ Long Way ♫ The Almighty ♫ Time To Make History ♫ A Sky Full Of Stars ♫ SNOWFLAKES ♫ Memory ♫

Moja strona używa plików cookie. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej informacji na ten temat znajdziesz tutaj.