Sea of Stars
recenzja / opinia / podsumowanie

Sea of Stars

Sea of Stars

Przy nowszych grach zazwyczaj kieruję się stoickim podejściem w myśl zasady „lepiej oczekiwać gorszego i miło się zaskoczyć” niż na odwrót. W przypadku Sea of Stars nie do końca mi się to udało. Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że ciężko było mi nie mieć oczekiwań wobec Sabotage Studio, które wydało wcześniej rewelacyjne The Messenger — niby tylko grę zręcznościową, ale z fabułą zrobioną z jajem, jak mało która platformówka. Ponadto niedawno przeszedłem wyśmienite i podobne w stylistyce Chained Echoes zrobione w większości przez jednego człowieka. Skoro więc przy Sea of Stars pracowała większa liczba ludzi, to nic dziwnego, że oczekiwałem jeszcze więcej dobrego. Czy grze udało się spełnić moje podwyższone oczekiwania? O tym dowiecie się poniżej, zapraszam do przeczytania mojego wpisu.

Zacznijmy od zarysu fabuły. Świat gry jest nękany przez złego, nieśmiertelnego alchemika znanego jako Fleshmancer (w wolnym tłumaczeniu Mięsomanta😅) i jego sługusów, potężne potwory znane jako Dwellers (tłum. Mieszkańcy). Jedynymi ludźmi, którzy będą w stanie im stawić czoła, są Solstice Warriors (Wojownicy Przesilenia) — dzieci urodzone w letnie i zimowe przesilenia, które dorastają w Akademii, ucząc się okiełznać odpowiednią magię słoneczną i księżycową. W ten sposób poznajemy na początku Zale i Valere, dwójkę zupełnie nowych Wojowników Przesilenia i głównych bohaterów Sea of Stars, którzy wraz ze swoim najlepszym przyjacielem, kucharzem Garlem wyruszają w podróż, by przywrócić pokój. Przemierzając wiele wysp bohaterowie spotykają liczną obsadę postaci, z których niektóre dołączają do ich drużyny, a inne odgrywają role drugoplanowe.

Jestem rozdarty, jeśli chodzi o tę fabułę. Początek gry jest nudziarski jak schnąca farba. Obserwujemy w nim jak Zale i Valere dorastają w Akademii trenując po okiem doświadczonych kompanów i tkając ciuchy. Zero starć czy konfliktów. Tu powinno być trzęsienie ziemi, po którym napięcie mogłoby tylko urosnąć. Oczywiście, im dalej, tym robi się ciekawiej, poznajemy nowe osoby, nowe zakątki świata, dzieją się przeróżne zjawiska fantasy, ale tempo akcji i fabuła gry są przy tym co najwyżej średnie. Całość ma raczej klimat przygody jak ze starych JRPGów, ale parodystycznego humoru jak w The Messenger tutaj nie uświadczycie.

Oprócz fabuły mam jeszcze drugi problem z Sea of Stars — jej bohaterowie. Dwójce głównych protagonistów brakowało mi charakteru, indywidualnych cech. Są dobrzy dla wszystkich i walczą ze złem. Kiedy ktoś im rozkaże albo zapyta o pomoc, to nie sprzeciwiają się. Jedyne, co ich wyróżnia, to głęboka przyjaźń z kucharzem Garlem. Ale to za mało jak na długiego, fabularnego RPGa. Co do pozostałych postaci, to powiedziałbym, że są jak „do rany przyłóż”. Garl jest jak ci towarzysze z gier, w których główny bohater jest niemy typu Chrono Trigger. Wedle reguły „ja pukam, ty mówisz” Garl robił więc tutaj za kolegę od mówienia. Chwilami mnie męczył, ale nie było tragedii. Fajną postacią (i chyba moją ulubioną) okazała się Seraï, tajemnicza zabójczyni, która w pewnych momentach dystansuje się od reszty drużyny. Jej historia jest dla mnie najciekawszym zwrotem akcji w całej grze. Niestety, Garl, Seraï jak i reszta obsady, której już nie będę wymieniał, cierpi na tę jednomyślność, która mnie często nużyła podczas grania. Znamienne jest to, że w tym samym czasie grałem w Ever 17 czy Murder by Numbers i w tych grach bohaterowie potrafili mieć swoje zdanie, potrafili wejść w dyskusję z towarzyszami, potrafili czymś zaskoczyć, ktoś kogoś polubił z paczki, a kogoś innego nie. Gdzieś tam z tyłu jest to napięcie, że coś może wybuchnąć. I tego najbardziej mi właśnie brakowało w Sea of Stars — ciekawych relacji wewnątrz drużyny i napięcia.

Pora odratować trochę opinię na temat tej gry. Sea of Stars ma naprawdę super eksplorację i jestem zadowolony z tego, co tu przygotowali twórcy. Nasi bohaterowie odwiedzają sporo miejscówek, zarówno barwnych jak i mrocznych (takiej lokacji jak Torment Peak, to bym się tu nie spodziewał😱). Każde z tym miejsc charakteryzuje się tym, że są tam poukrywane znajdźki i przejścia, część z nich za sprawą izometrii. Do tego masa zagadek środowiskowych — otwieranie przejść czy zostawienie drabinek ze skrótami. W trakcie swojej przygody bohaterowie zyskują możliwość manipulowania porą dnia, rzucania hakiem czy przestawiania klocków, które dodatkowo urozmaicają czas spędzony w lochach. W późniejszym fragmencie gry dostajemy środek transportu, po którym poruszamy się na mapie świata. Backtracking poza drobnymi wyjątkami jest w tej grze szybki i wygodny. Mogę więc potwierdzić, że pomimo retro-stylistyki, gra szanowała mój czas jak przystało na nową produkcję.

Pod względem RPG jest prosto i przejrzyście. Gra ma nieskomplikowany system ekwipunku tzn. jest broń, tarcza i relikty, do tego przedmioty kluczowe i składniki do gotowania. Z minusów gra przetrzymuje ekwipunek postaci, która przez pewien fragment nie jest dostępna. Sam system rozwoju też jest na maksa uproszczony. Punkty doświadczenia są wspólne dla całej drużyny i wszyscy awansują w tym samym momencie. Przy awansie można sobie wybrać bonus dla pewnej statystyki danej postaci. Walki w Sea of Stars odbywają się mniej więcej jak w Chrono Triggerze. Możemy zobaczyć przeciwników na naszej ścieżce i kiedy na nich wdepniemy, to rozpoczyna się pojedynek. Wiele z tych starć można ominąć stosując slalom. Walki w tej grze sprowadzają się głównie do umiejętnego atakowania wrogów po słabościach (zwłaszcza, kiedy szykują lepszy atak), blokowania ciosów w porę, by zmniejszyć otrzymane obrażenia i odnawiania sobie punktów many, której tutaj często brakuje. Złośliwi napisaliby jeszcze, że walki sprowadzają się do używania bumerangu/shirukena 😉. W dalszej części gry dochodzą ataki łączone, specjalne i możliwość przełączania członka drużyny w trakcie walki. Ciekawą mechaniką jest to, że kiedy partner ma 0 HP, to jest nieprzytomny przez kilka tur, a potem wstaje z połową HP. Z minusów nie można za to uciekać. Mam wrażenie, że pierwsze starcia były dla mnie trudniejsze (np. rozmnażające się robaczki), ponieważ nie do końca ogarnąłem zdolności. Ale jak już je załapałem, to rozgrywka stała się dla mnie łatwiejsza. Sam poziom trudności określiłbym jako uczciwy. W razie czego, w grze dostępne są relikty, które mogą ułatwić pewne czynności (np. blokowanie ciosów czy szukanie brakujących skrzyń). W ciągu całej rozgrywki ani razu nie grindowałem. Co prawda stan gry możemy zapisywać tylko w wybranych punktach, ale jest tych miejsc na tyle dużo, że nie czułem się z tym źle. Ponadto przy zapisie jest dostępne ognisko, przy którym można sobie odnowić zdrowie i przyrządzić przekąski, które następnie skonsumujemy podczas walk.

W grze dostępne jest kilka zadań pobocznych. Najwięcej roboty jest ze zbieraniem Tęczowych Konchy (to taki rodzaj ślimaka), ale sporo z nich zdobywamy po drodze, a i nagrody za ich zebranie są warte tego wysiłku. Ponadto klasyczne zadania pokroju „zdobądź/oddaj przedmiot” i dodatkowe lochy z zagadkami. Z minigierek warte odnotowania są łowienie ryb w stawach, quiz z wiedzy na temat świata gry, bitewna arena i najlepsza ze wszystkich — minigra Wheels. Jak na coś pobocznego, ta minigra jest dość intrygująca. Ma wiele mechanik i dziwactw (figurki ze specjalizacjami, które na dodatek awansują + jednoręki bandyta + murowanie), które sprawiały, że granie w nią było dla mnie fascynujące i wciągające. W każdym regionie świata znajduje się lokalny mistrz gry, którego można pokonać i zdobyć nagrodę.

Gra ma śliczną grafikę wystylizowaną na neo-retro pixel-art. Miasta i lochy wyróżniają się szczegółami. Wiele miejsc stara się wyglądać unikalnie i widać po nich, że ta gra nie powstała wyłącznie z klocków. Fajnym smaczkiem są kolorowe poświaty, które pojawiają się pod bohaterami w ciemniejszych pomieszczeniach. Gra ma również krótkie, animowane scenki przerywnikowe, które prezentują się nieźle. Pod względem ścieżki dźwiękowej nie byłem z początku do niej przekonany, ponieważ pierwsze utwory brzmiały dla mnie zbyt miałko. Wiele kawałków tutaj jest wystylizowana na dźwięki rodem z 16-bitowych konsol. W moim odczuciu te same kompozycje, ale w aranżacji orkiestrowej zabrzmiałyby lepiej. Na szczęście, w porównaniu do fabuły, muzyka w Sea of Stars rozkręciła się z czasem i potem wiele utworów robiło mi naprawdę dobry klimat do grania. Najbardziej ze wszystkich podeszły mi motywy bitewne jak „Crucible of Confirmation”, „Clash!”, „Encounter Elite!”, „Battle On!”, „Descant of the Dweller”. Niektóre z nich mają niezłą linię basową i super, że jest ich tak dużo, ponieważ zapobiega to monotonii. Do mojego gustu podeszły również motywy eksploracyjne jak „The Forbidden Cavern”, „Trials in the Mist”, „Temple Beneath the Tides” czy syntezatorowe „Stars Align on the Assembly Line” czy „Sky Base”. Wspomnę też, że pojawiają się także remiksy utworów z The Messenger. Myślę, że Eric Brown, Yasunori Mitsuda i gościnni muzycy podołali z zadaniem (przy okazji zachęcam zajrzeć na stronę o muzyce z gry).

Nawiązując do mojego pytania ze wstępu — czy ostatecznie grze udało się spełnić moje podwyższone oczekiwania? Patrząc na fabułę i bohaterów myślę, że nie. Ale nie zrozumcie mnie źle. Sea of Stars jest w dalszym ciągu dobrze zrobioną grą. Jeżeli duże znaczenie ma dla Was fabuła i obsada, a planujecie zagrać, to po prostu obniżcie oczekiwania i bawcie się przy niej najlepiej jak potraficie.

Sea of Stars
Sea of Stars
Sea of Stars
Sea of Stars
Sea of Stars

Muzyka do gry Sea of Stars:

The Mountain Trail (Day) ♫ Mooncradle (Day) ♫ The Forbidden Cavern ♫ Dance of 1,000 Suns ♫ Trials in the Mist ♫ Crucible of Confirmation ♫ Across the Moorlands (Day) ♫ Serenade of Respite (Day) ♫ We Shouldn’t Be Here ♫ Clash! ♫ Encounter Elite! ♫ Battle On! (Day) ♫ The Lost Village of Docarri (Day) ♫ Temple Beneath the Tides ♫ Descant of the Dweller ♫ A Village Forsaken ♫ Stars Align on the Assembly Line ♫ Traversing The Cerulean Expanse ♫ Sky Base ♫ The Mountain Trail (Night) ♫ Mooncradle (Night) ♫ Across the Moorlands (Night) ♫ Serenade of Respite (Night) ♫ Battle On! (Night) ♫ The Lost Village of Docarri (Night) ♫ The Mountain Trail (Pirate Version) ♫ Mooncradle (Pirate Version) ♫ Port Town (Pirate Version) ♫ Battle On! (Pirate Version) ♫ Sky Base (Pirate Version) ♫ Encounter Elite! (Pirate Version) ♫
Moja strona używa plików cookie. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej informacji na ten temat znajdziesz tutaj.