Shin Megami Tensei V: Vengeance
recenzja / opinia / podsumowanie

Shin Megami Tensei V: Vengeance

Shin Megami Tensei V: Vengeance

Ograłem w swoim życiu wiele części Final Fantasy i innych jrpgów ze stajni Square Enix. Większość graczy pewnie wie, jakie to jest doświadczenie, ale na tytułach Square przecież gatunek jrpg się nie kończy i warto poszerzać horyzonty. W ostatnim czasie zacząłem nadrabiać gry innego, japońskiego dewelopera jrpgów — Atlusa, o których zdążyłem już kilka razy wspomnieć na blogu. Dzisiaj, jako ten nabierający doświadczenia, ale wciąż atlusowy laik, opiszę moje wrażenia po przejściu spin-offa Persony czyli Shin Megami Tensei V: Vengeance😉(na wszelki wypadek dodałem emotkę, żeby nikt tego zdania nie potraktował na poważnie).

Jako że nie grałem w oryginał ze Switcha, to postanowiłem przechodzić tytuł w kolejności Kanon Odrodzenia (stary sceniarusz) -> Kanon Zemsty (nowy). Grałem totalnie w ciemno, bez poradników i zajęło mi to ponad 180 godzin, żeby obejrzeć każde, dostępne zakończenie. Czy było mi warto tyle czasu siedzieć nad tą jedną grą? Tyle pewnie nie. Na swoją obronę napiszę jednak, że nie mogłem tego wiedzieć wcześniej bez spróbowania.

Dobrze więc. Jak się zaczyna Shin Megami Tensei V: Vengeance? Początek jedno i drugiego scenariusza jest niemal identyczny. Wcielamy się w nastoletniego ucznia, któremu nadajemy imię. Wracając ze szkoły zostajemy wciągnięci do magicznego, podziemnego świata zwanym Da’at, który z wyglądu przypomina apokaliptyczne Tokio. W tym oto świecie mężczyzna o imieniu Aogami ratuje nas przed atakiem demona, łącząc się z nami w nowy byt — Nahobino. Zyskując nowe moce i możliwość werbowania demonów, przemierzamy ten nieznany świat, poznajemy konflikt aniołów z demonami, gdzie każda ze stron ma swoje racje, a także szukamy pozostałych ludzi i drogi do domu. Tak z grubsza prezentuje się fabuła tej gry — jest w niej sporo nawiązań do różnych mitologii i religii, chwilami jest nawet mrocznie. Kanon Odrodzenia i Zemsty, oczywiście, w pewnym momencie się rozwidlają i pojawiają się inne wątki, ale z tymi samymi bohaterami. Co jest fajnym konceptem na rozwinięcie istniejącej gry, ale jak się okaże, nie obyło się bez wad.

Jeśli chodzi o moje wrażenia z fabuły, to Kanon Odrodzenia z początku był dla mnie interesujący, ale gdzieś od połowy zaczęło mi brakować dobrego celu fabularnego, żeby trzymać mnie w napięciu i do końca gry już się to nie poprawiło. Ech, no i te zakończenia. To jest wyczyn, żeby zakończyć jrpga z budżetem tak miałko. Gorsze wrażenie z tego kanonu nieco mi poprawił ostatni ending, ale to z powodu trudnych, angażujących ostatnich walk i pewnego zabiegu z muzyką.

Kanon Zemsty natomiast lepiej mi się śledziło — dodano nowe wątki, bohaterowie dostali więcej linijek do powiedzenia, pojawiła się Yoko i nowe, wyraziste antagonistki, których nie było w poprzednim scenariuszu. Niestety, podczas grania dawał mi znać syndrom Niera — ładne panie sporo było tu powtarzania tych samych miejsc co w kanonie Odrodzenia. I biorąc pod uwagę czynniki (wybór pomiędzy jednym waifu a drugim waifu — swoją drogą to zarąbisty pomysł), które wpływały na zakończenie tego kanonu, to inaczej wyobrażałem sobie końcówkę gry. Dla mnie trochę zmarnowany potencjał, ale nie jestem rozczarowany z tego powodu. Możliwe, że gdybym Kanon Zemsty ograł jako pierwszy, to lepiej bym odebrał całą historię. Ale wtedy dostałbym kilka wątków — dziur fabularnych z Kanonu Odrodzenia, które zostały tutaj ledwo przedstawione. Takie postawienie sprawy doprowadza mnie do wniosku, że pomimo fajnych momentów i pomimo mitologiczno-religijnych nawiązań, SMTVV mógł zostać fabularnie lepiej przygotowany. Ale kto wie? Może to wszystko połatają w kolejnym definitywnym wydaniu😜.

No ok, co nieco powytykałem, więc pojawia się pytanie — po co w to ogóle grałem? Ano wolę grać w średnie gry, ale z dobrą muzyką niż w te lepsze, ale z nijaką. I SMTVV zaliczyłbym do tej pierwszej kategorii. Lubiłem biegać/latać po apokaliptycznym Tokio i zastanawiać się, jak dostać się w pozornie niedostępne miejsca. Lubiłem wypełniać zadania poboczne z demonami i rozmawiać z nimi w leżu. W większości przypadków była to zabawna odskocznia od poważnego głównego wątku. Lubiłem bawić się w „konstruowanie” drużyny, werbować nowe demony i potem myśleć podczas turowych walk. A było nad czym myśleć, ponieważ starcia w SMTVV były całkiem wymagające. Tutaj wygrywało dobre przygotowanie i pójście na żywioł (dosłownie) niż…pójście na żywioł (w przenośni). Grę zaczynałem na normalnym poziomie trudności, ale z czasem, kiedy zacząłem „hakować” starcia, to postanowiłem spróbować Kanon Zemsty na trudnym. Efekt? Tu też obczaiłem system wygrywania, ale jednak walczyło mi się znacznie trudniej. Z perspektywy Polaka super, że ta gra wyszła w polskiej wersji językowej i daję znać, że zespół tłumaczeniowy spisał się na medal. W grze było pełno zabawnych dialogów z demonami i czytanie ich po polsku sprawiało mi mega frajdę. Czary zostały poprawnie przeniesione (tam gdzie trzeba zostawiono oryginalne nazwy np. Agi, Mudo), a teksty trzymały kontekst i nie wybijały z imersji. Mam nadzieję, że więcej atlusowych gier i ogólnie jrpgów wyjdzie oficjalnie po polsku (i w dobrym stanie). Na koniec zostawiłem najlepszy plus tej gry, o którym wspomniałem wcześniej — ładne panie MUZYKA. To jak brzmiała psychodelicznie, mrocznie i jednocześnie wpadała w ucho podczas eksploracji, zadań pobocznych i starć. To jak dalej była różnorodna — gitary, syntezatory, organy, fortepian, wokalizy. I to jak dużo motywów bitewnych tu zostało przygotowanych — 41 (policzyłem🤓). Dużo, ale nie czułem przerostu treści. A czasami zatrzymywałem się na dłużej, żeby tylko sobie posłuchać. Tak się buduje klimat.

Shin Megami Tensei V: Vengeance nie ustrzegł się wad, ale mimo tego polecam zagrać, jeśli tylko identyfikujecie się z kilkoma rzeczami, o których napisałem. I jeśli macie dużo czasu do grania 😎.

Shin Megami Tensei V: Vengeance
Shin Megami Tensei V: Vengeance
Shin Megami Tensei V: Vengeance
Shin Megami Tensei V: Vengeance
Shin Megami Tensei V: Vengeance
Shin Megami Tensei V: Vengeance

Muzyka do gry Shin Megami Tensei V: Vengeance:

Daily Life ♫ Jouin High School ♫ Tokyo -Daybreak- ♫ Battle -humans, demons, and…- ♫ It Seems the Knowledge is in Control ♫ Leyline Fount ♫ Battle -Da’at- ♫ Amanozako ♫ World of Shadows ♫ Battle -Magatsuka- ♫ Da’at: tamachi ♫ Quest -gentle- ♫ Quest -oasis- ♫ Battle -ferocity- ♫ Quest -blindly- ♫ Da’at: tokyo diet building ♫ Jouin High School -Other World-: Front Gate ♫ Jouin High School -Other World-: Inside ♫ Hayataro ♫ Sahori ♫ Da’at: tennozu ♫ Quest -surreal- ♫ Quest -suspicious- ♫ Da’at: konan ♫ Da’at: shinagawa station ♫ Quest -LMs- ♫ Quest -fertility- ♫ Fairy Village ♫ Quest -queen- ♫ World of Shadows -Shining Bright, or Death’s Shadow- ♫ Battle -dancing crazy murder- ♫ Battle -Mitama- ♫ Da’at: ueno ♫ Battle -destruction- ♫ Temple of Eternity ♫ Battle -Abdiel- ♫ Battle -Tsukuyomi- ♫ Battle -Nuwa- ♫ Battle -eon- ♫ Quest -tension- ♫ Battle -Fiend- ♫ SMTVV hallucination ♫ Omen ♫ Yoko ♫ Battle -beast of bloodshed- ♫ Battle -Da’at- „Vengeance” ♫ Demon Haunt I ♫ Quest -embrace- ♫ fool sru shin ♫ Quest -riddle- ♫ Battle -Qadištu- ♫ Young man’s room ♫ Quest -Miyazu- ♫ Quest -researcher- ♫ Quest -aspiration- ♫ Battle -speedster- ♫ Ace Detective Pixie ♫ Quest -calm waters- ♫ Heels and horizons ♫ Battle -gliding- ♫ Battle -deadlock- ♫ Battle -deadlock- ♫ Da’at: shinjuku gyoen ♫ Quest -poison gas man- ♫ Da’at: jingu naien ♫ Battle -alkalic acid rush- ♫ Da’at: yoyogi ♫ Quest -friction- ♫ Battle -bounce and roll- ♫ Da’at: shinjuku 3rd block ♫ Da’at: kabukicho ♫ Battle -no hypocrisy- ♫ Da’at: west shinjuku ♫ Shakan ♫ Battle -Qadištu (phantoms)- ♫ Demon Haunt II ♫ Quest -runner- ♫ Relay Racing Beat ♫ Battle -Beelzebub- ♫ Battle -primordial goddess- ♫ Battle -M’s revelation!- ♫ Battle -(her and) deepest void- ♫ Battle -Konohana Sakuya- ♫
Moja strona używa plików cookie. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej informacji na ten temat znajdziesz tutaj.