Yurukill: The Calumniation Games to najdziwniejsza gra, w jaką zagrałem w tym roku. Niniejsza produkcja wpadła w moje oko, ponieważ jej opis zapowiadał hybrydę gier visual-novel typu adventure, a dokładnie Zero Escape (rozwiązywanie zagadek w zamkniętych pokojach), Danganronpy (odpowiadanie na różne pytania z fabuły pod presją) i gier z gatunku shoot’em up (latanie statkiem, strzelanie do innych obiektów i omijanie nawałnicy pocisków). No i oczywiście — japońszczyzna. Czyli coś, co lubię i to jeszcze wszystko w jednym. Natomiast z jakiegoś powodu gra nie zyskała rozgłosu i sam o niej dowiedziałem się przypadkowo. Czy w związku z tym należy oczekiwać po niej mieszanki wybuchowej, ukrytego diamentu czy jednak niewypału? O tym dowiecie się z dzisiejszego wpisu i z tego miejsca zapraszam do jego przeczytania.
Zacznę od zarysu fabuły. Wcielamy się w grupę skazańców i cywilów, która zostaje przewieziona na tajemniczą wyspę rozrywki Yurukill Land i zmuszona do udziału w grze przez tajemniczą kobietę o imieniu Binko noszącą kimono i maskę lisa. W ramach gry bohaterowie dzielą się na osobne drużyny skazaniec-cywil i razem przechodzą poszczególne escape-roomy, które dotyczą kryminalnej przeszłości skazanego. Zwycięska drużyna będzie miała wymazaną kartotekę kryminalną skazańca, a cywil otrzyma życzenie jako nagrodę. Jako gracz zawsze wcielamy się w rolę więźnia. Niemal od razu okazuje się jednak, że cywile są tak naprawdę ofiarami przestępstw-morderstw, które dokonały osoby skazane z ich własnej pary. Dodatkowo cywile dostają funkcje „katów” i na bazie tego, co zobaczą, mogą doprowadzić do naszego ułaskawienia lub egzekucji (stąd też łączony tytuł gry: „yurusu” oznacza przebacz, ułaskaw po japońsku, „kill” — wiadomo). Z kolei my, jako ten gracz-więzień, upieramy się, że zostaliśmy wrobieni i próbujemy przedstawić na to dowody. Jak możecie się domyśleć, wychodziły z tego różne szajsy pokroju „jesteś mordercą, przyznaj się” kontra „nie jestem, musisz mi uwierzyć”, które finalnie mogliśmy rozwiązać tylko na jeden sposób — wskakując do symulatora statków powietrznych.
Bohaterów Yurukill mógłbym opisać jako zbiór różnych, japońskich ludzi w wieku od 18 do 30. Z czego skazani wydawali mi się bardziej osobnikami przy zdrowych zmysłach niż towarzyszący im cywile. Poznajemy losy kuriera, który został skazany za podpalenie budynku i śmierć jego mieszkańców. W innej historii wcielamy się w jednego z braci bliźniaków, którzy nie widzieli się od lat, ale razem zostali skazani za zabójstwo starszego małżeństwa. Pojawiały się także wątki aspirującego syna korporacji i przestraszonej pracownicy, idolki i jej najwierniejszego fana czy rodzeństwa przemądrzałych detektywów.
Fabuła Yurukill w jakimś stopniu imitowała Zero Escape, ale mimo zapewne szczerych chęci twórców, to nie był ten sam poziom intensywności. Tu też zostaliśmy zmuszeni do gry o wygranie wolności i w pewnych momentach stawką też było nasze życie, ale pomimo wątków z morderstwami, to wszystko prezentowało się w luźniejszej formie, a momentami wręcz kiczowatej. Bardziej bym porównał Yurukill do serii Ace Attorney, w której również przytrafiały się smutne rzeczy w fabule, ale one nie dołowały gracza. Poza tym na początku dawała o sobie znać pewna schematyczność. Graliśmy różnymi bohaterami, poznawaliśmy inne historie, ale potem napotykaliśmy te same mechaniki, w tej samej kolejności, co według mnie psuło to trochę efekt niespodzianki.
Jeśli chodzi o rozgrywkę…to też można było więcej wycisnąć. Przede wszystkim nie spodobało mi się, jak łatwe i oczywiste było większość zagadek. A mówimy o grze dla dorosłego widza, któremu można było zaserwować coś trudniejszego. Sekcje z pytaniami wydały się dla mnie w porządku, choć czasami obowiązywała w nich zasada „jestem niewinny, uwierz mi na słowo”😅. Tak samo tyłka nie urwały mi sekcje shoot’em up, gdzie oczekiwałbym bardziej rozbudowanej rozgrywki (np. więcej uzbrojenia, różne amunicje, dłuższe etapy). Wyobrażam sobie przy tym, że koneserów shmupów, ale niekoneserów visual-novel mogłaby odrzucić duża liczba dialogów (jakieś 70% gry, podczas gdy przejście gry zajmuje ok. 20h) i konieczność przechodzenia rozdziałów fabularnych, aby odblokować tryby arcade.
I tak na razie wymieniam rzeczy, z których nie do końca byłem zadowolony, to muszę oddać, że historia i dialogi w Yurukill momentami były tak kiczowate, że chciało mi się przejść ten tytuł do końca. No bo jak się nie uśmiechnąć, kiedy na ekranie pojawiała się zamaskowana Binko tłumacząca bin-bin-binstrukcje gry czy ju-ju-ju-juuuu-bojaźliwa Izane. Tutejszy japoński voice-acting to według mnie zasłużone 10/10. Polubiłem też większość bohaterów. Jedne postacie nadużywały swoich ulubionych zwrotów, inne nosiły interesujące kreacje np. jeden gość był ubrany w krowi garnitur, inny nosił kurtkę z nadrukiem szkieletu. Jest to niewątpliwie urok pewnych, japońskich gier, który może od razu odrzucić. Mnie akurat zachęcił.
Poza tym gra miała kilka, takich dziwnych momentów popychania fabuły do przodu. Albo tak po prostu wyjaśnia się nieporozumienia w Japonii (w końcu towarzysz z drużyny mógł nas zabić jednym przyciskiem 😅). Aby udowodnić naszą niewinność, musieliśmy w pewnym momencie wskoczyć do symulatora i stoczyć wirtualne starcie. Gdy wygraliśmy etap, to następował transfer do jakiegoś aerotunelu (ta muzyka), w którym odpowiadaliśmy na serię pytań tak, by przekonać shakować naszego towarzysza do właściwej racji.
Oczywiście, muzyka do Yurukill bardzo mi podeszła. Lecą w niej głupkowate motywy (głównie te z Binko i Allan Poe), spokojniejsze do zagadek (co nie rozpraszają uwagi) i moje najbardziej ulubione — syntezatorowe motywy, jakbyśmy walczyli o przetrwanie (w sumie to walczyliśmy). Utwory miały zgrabne melodie i pasowały mi do charakteru całej historii. A na deser przygrywała esencja tego całego dziwactwa — motyw bossa z chórkami i gitarą elektryczną na czele.
Tak, jak napisałem na wstępie — Yurukill: The Calumniation Games to najdziwniejsza gra, w jaką zagrałem w tym roku. Lubię nietypowe połączenia gier i fajnie, że ktoś takie produkcje robi. Tylko może w lepszym wykonaniu następnym razem. Yurukill to nie był ukryty diament, ani też niewypał. Ale pomimo wad i średniej rozgrywki, chciało mi się pograć i dla tych zabawnych, kiczowatych momentów nie żałuję swojego poświęconego czasu z tym tytułem.



Muzyka do gry Yurukill: The Calumniation Games:
To Yurukill Land ♫ Binko ♫ Disquiet ♫ Mystery ♫ Investigation ♫ Falsehood and Truth ♫ Collation ♫ Maji-kill Time ♫ Decision Time ♫ Prejudice Synapse ♫ Mind Maze ♫ Allan Poe’s Miscalculation ♫ Crisis ♫ Locked Room Murder Mystery ♫ Obstruction ♫ A Desperate Battle for the Truth ♫ Binko’s True Colors ♫